Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ażeby mój upadek był tak bliskim; tydzień temu dopiéro jak mój niegodziwy intendent przedstawił mi cały rachunek: widzisz więc pani, że skwapliwie poddaję się memu losowi. A zresztą, opuszczając ten pałac wzniesiony z takiém zamiłowaniem, jestem jak ów poeta, który napisał ostatni wiersz swego poematu, jak malarz, który nadał ostatnie rysy swemu obrazowi, po czém już im tylko pozostaje nieśmiertelna sława utworzenia arcydzieła. Podobnież i zemną (wybacz pani mojéj próżności artysty); ten pałac pozostanie jakby pomnikiem sztuki i przepychu, i zawsze będzie świątynią zbytku, biesiad, roskoszy, ale co ja mówię, oto pani masz dowód, że sam los zgotował moje przeinaczenie, i byłbym niewdzięcznym gdybym się chciał na niego uskarżać! Wszakże to pani, pani będziesz teraz bóstwem téj świątyni, bo pani kupisz ten dom, nieprawdaż? tylko pani jedna godną jesteś takiego mieszkania!.... nie zaniedbaj pani téj sposobności, bo, nie wiém, czy książę Riancourt powiedział pani, ale on wié o tém, że lord Wilmot usilnie na mnie nalega, ażebym mu go odstąpił. A przykroby mi było uczynić to dla niego: on taki brzydki, jego żona także, jego