Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

który ile mi się zdaje nie podobał się wcale panu Richard.
— No widzisz, — rzekł Florestan do swego przyjaciela. — Ale, czy pan kommendant wytłómaczy mi, skąd mu to przyszła myśl do tego niewczesnego żartu, który ja nazwę bezczelnym oszczerstwem?
— To, panie, nic prostszego: widziałem pannę Maryję w zakładzie, w którym zwykło pracuje; jéj piękność mnie uderzyła. Zapytałem o jéj adres i poszedłem do niéj, w mieszkaniu znalazłem tylko jéj chrzestą matkę, któréj otwarcie zaproponowałem...
— Dosyć, mój panie! — zawołał Ludwik z oburzeniem, — dosyć! Pozwól mi tylko dodać, przyszły mój panie kliencie, — odpowiedział Porquin, — że owa chrzestna matka nie przyjęła moich ofiar, i że panna Maryja, która w końcu nadeszła, prawie mnie za drzwi wyrzuciła. Widzisz pan tedy, panie de Saint-Herem, że wszystko szczerze wyznaję. A teraz, spodziewam się, że to otwarte działanie z méj strony zjedna mi zaufanie pana Richard, i że przyjmie moje drobne usługi. Co się zaś pana tyczy, panie de Saint-Herem, — dodał lichwiarz głosom