— Ona była tutaj, — szepnął pognębiony hrabia,... umarła... Marcin jest jéj synem!... a więc to prawda...
— Tak jest... Marcin jest jéj synem i twoim panie... tak jest, ona umarła! — zwolna powtórzył Klaudyusz Gérard jakby te słowa chciał wyryć w głębi serca pana Duriveau.
— Nie, nie, — prawie w obłąkaniu zawołał hrabia, to sen, to sen okropny...
— Jeżeli to sen, mój panie, — odparł Klaudyusz, — przebudzi cię z niego dzwon za umarłych, który się ozwie o zaraniu...
— O! ta śmierć... w chwili — szeptał upokorzony hrabia, — gdy cała przeszłość staje mi przed oczami...
Ton mowy i fizyonomia pana Duriveau objawiały wówczas tak szczerą boleść i zgryzotę, że Klaudyusz Gérard litując się nad nim rzekł mu mniej groźnym głosem:
— W imię téj przeszłości... w imię wszystkich cierpień syna twojego... w imię odwagi i rezygnacyi jakie objawił... żałuj panie... jeszcze czas, wierz mi!
Hrabia, zarazem zawstydzony i rozgniéwany że dozwolił Klaudyuszowi Gérard dostrzedz swoje wzruszenie, oburzył się przeciw wspaniałomyślnym uczuciom jakim już ustępował, i zawołał:
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1781
Wygląd
Ta strona została przepisana.