towarzyszem, zaczynali więc włazić na stoły, pragnąc bezstronnie sądzić o wymierzanych ciosach.
Burzę rozpoczął niby wystrzał samych obelg, z wielkiém mojém zdziwieniem zastosowanych do mojego pana, którego nie wzięto za księcia de Montbar, lecz za żółtą rękawiczkę, za strojnisia, że się wyrażę miejscowym językiem. Jakiś dwudziestoletni chłopak, w szkaradnéj masce, stojący w piérwszym szeregu tłumów, wrzeszczał zakatarzonym głosem, wskazując na księcia:
— Hej! wy, patrzcie-no na tego niedoszłego pierrota, który szturga i bije nasze kobiéty; to jakiś łajdak, żółta rękawiczka! ja go znam...
— On? ten brudas!
— Trzeba go zdusić...
— Czyś ty pewny... że to żółta rękawiczka?
— Ale tak! ze dwadzieścia razy widziałem go konno lub w powozie na Elizejskich polach, gdzie zbieram resztki cygar.
— A on tu po co? ten strojniś!
— Alboż to my bywamy na ich balach!
— Oho! strojniś widzę na baczności!
— Bo stchórzył łajdak.
— Paniczyk! przyszedł tu przypatrywać się naszym zabawom...
— Alboż to my jesteśmy twoje zabawki, słuchaj-no filucie? co? hę!
— Powiedz-no, ty wymuskany pysku?
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1661
Wygląd
Ta strona została przepisana.