— To trochę zanadto! — a wszakże cię znam i wiém jak się nazywasz.
— Ah! wiész jak się nazywam?
— Do licha... nazywasz się...
— No jak?...
— Jerzy...
— A dla czegóż nie Jan albo Piotr?
— Dla czego... mój stary? bo się nazywasz Jerzy... Jerzy książę de Montbar.
Ostatnie wyrazy wymówiłem dosyć cicho, aby je sam tylko słyszał, nie zaś inni pijący; to téż zrazu zdumiony, nie chcąc i nie mogąc wierzyć swym uszom, patrząc na mnie błędnym wzrokiem, książę zawołał:
— Coś ty powiedział?
— Ej, dla Boga, mój stary, — odparłem najprościéj w świecie, — powiadam że się nazywasz Jerzy książę de Montbar... cóż w tém tak dziwnego?
— Nieszczęśliwy! — wrzasnął mój pan, a oczy jego gniéwem się zaiskrzyły, twarz wstydem zarumieniła, z groźną miną porwał się ze stołka.
— Cóż to, mój stary? ty widzę od zmysłów odchodzisz, dla tego że ci mówię iż jesteś...
— Czy ty będziesz milczał! — zawołał książę trwożliwie spoglądając w koło, gdyż obawiał się aby mię nie słyszano; potem pragnąc czémprędzéj opuścić niegodne miejsce, w którém go poznano, pan mój uderzył pięścią w stół i zawołał:
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1652
Wygląd
Ta strona została przepisana.