Przejdź do zawartości

Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie chcąc pokazać się skwapliwym w przyjęciu propozycyi, odpowiedziałem z niejakiém wahaniem:
— Ale, proszę pana, nie wiem czy będę mógł... dobry sługa tyle rzeczy umiéć powinien...
— Ty posiadasz wszelkie przymioty: jesteś nadewszystko prosty i naiwny... tak, dobrze mówię, należysz do rzędu osób, którym przyobiecano królestwo niebieskie, a które z czasem dostaną parę pięknych białych skrzydeł, co im przez całą wieczność grzbiet gładzić będą... Niech mię szatan strzeże od Frontinów! Skapinów! Figarów! Nie wiesz co ja przez te imiona rozumiem? Patrzysz na mnie głupowato, poczciwy mój Marcinie... Tem lepiéj... ja to lubię właśnie. — Jednę tylko masz wadę... tojest że umiesz czytać... ale za to pewno pisać nie umiesz?
— Przepraszam pana... umiem trochę.
— Tém gorzéj... ale trudno być doskonałym. Wreszcie z postępem czasu i przy dobrych chęciach potrafisz zapomniéć tego... No, jakże? przyjmujesz u nas służbę czy nie?
— Jeżeli pan sądzisz że się panu na co przydam... ha... to i spróbuję...
— Jesteś nasz, przeznaczam ci czterdzieści pięć franków zadatku... które wraz z resztą summy zostaną w kapitał zamienione...