Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdy dama ta przebywała korytarz urządzony na zewnętrznéj stronie drzwi kościoła, przystąpiłem ku niéj i rzekłem spiesznie:
— Pani, w imię Boga! zlituj się nademną... jestem sam jeden w Paryżu, nie znam nikogo... znikąd nie mam pomocy... proszę tylko o robotę abym uczciwie mógł na życie zapracować.
— Czyś z tutejszéj parafii przyjacielu? spytała mię ta dama.
— Nie, pani.
— Czy proboszcz twojéj parafii zna cię? czy może ręczyć za twą pobożność i moralność?
— Niestety! pani, ja nie mam ani przytułku ani parafii...
— Mocno mię to boli, — odpowiedziała dama; ale że na nieszczęście całemu światu dawać nie można, dlatego jałmużny moje zachowuję dla biédnych z mojéj parafii, którzy ściśle wypełniają obowiązki religii.
I poszła w dalszą drogę........

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wyczerpany potrzebą, około godziny dziesiątéj wieczorem wracałem do mieszkania kaléki bez nóg; oburzenie wstrząsnęło całém mojém jestestwem, dusza moja tonęła w zwątpieniu i żółci; nienawiść ludzi zajmowała miejsce dotychczasowéj rezygnacyi. Po tylu daremnych i szczerych usiłowaniach uniknienia złowrogiego losu, wyobrażenia o spra-