Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc pani tak o mnie sądzi?... Och, Boże, Boże! — rozpaczał Ewin.
— Czy ja tak sądzę? — zawołała Teresa z obrzydzeniem. — Alboż postępowałeś pan choć chwilę, jak człowiekowi uczciwemu i szczeremu przystało? Nie dbając zgoła o moją zgodę, nie znając mnie, nie kochając, boś mnie przecież zaledwie w przelocie widział, podbechtałeś pan chciwość mojego ojca i skłoniłeś go aby mnie zmusił do tego małżeństwa — ze strony bowiem ojca była to nie propozycja, ale wyraźny, kategoryczny rozkaz, połączony z groźbami i obelgami. I pan jesteś sprawcą, albo conajmniej współwinowajcą moich cierpień, i dlatego pana nienawidzę!
— Jak ją zwiedziono... mój Boże... jak ją zwiedziono?..
— Zadziwia pana, że panu daję odkosza? Czyż nie powinnam być w siódmem niebie, że podzielę pański majątek, zdwojony jeszcze mojem wianem?... Bo zapewne spodziewasz się, że zaślubiając bankierównę i oddając cały swój kapitał w administrację jej ojca, będziesz pławił się w złocie? Rachuby twoje są słuszne... tylko o jednem zapomniałeś!
— Biada mi, biada... nieszczęście mnie ściga! — mówił Ewin, bliski obłąkania. — Opatrzność jeszcze nie jest nasycona losem mego dziada... i moje przeznaczenie spełnić się musi... Och, jakże się zawiodłem!
— Przykro ci, panie, żem twe zamiary przejrzała?... Ale czuć przykrość, to nie dosyć... to wstyd i hańbę ci przynosi! Podły wobec kobiety, którą potraktowałeś, jak towar... przeniewierstwo popełniłeś wobec przyjaciela... nie dotrzymałeś mu wiary!... Tak, to zamiast, jak przyrzekałeś, czekać na wynik starań pana de Montal, podstępnie poszedłeś dobijać targu o moją rękę!
— Ja?... ja?... — zawołał Ewin, zdumiony tem oskarżeniem.
Teresa roześmiała się pogardliwie.
— A czy pan wiesz, jakiego człowieka zdradziłeś? —