Przejdź do zawartości

Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żącymi do wyższego towarzystwa, a bankierem, dotknęło nieco tego ostatniego, aż przygryzł usta, a pani Heloiza aż się cała zaczerwieniła.
Ewin pogrążony w swych myślach, bądź wpatrzony w tajemniczy sobowtór tajemniczego portretu, brał bardzo słaby udział w rozmowie; ostatniego incydentu nawet nie zauważył.
— No, tak... — rzekł z pewną powagą, po chwili namysłu pan Achilles — wiemy, co to znaczy... no, ale po roku 789 i 830, niewłaściwem jest głoszenie takich poglądów... Centrum Izby naszej, do którego mój ojciec należał, ustanowiło jedyne trwałe i prawdziwe szlachectwo naszego wieku, jedyną arystokrację, arystokrację złota. W naszej prozaicznej epoce hrabia nie dostanie i jednego sous[1] za swój tytuł.
— Och, odrazu by się to zmieniło, gdyby można było sprzedawać tytuły wzbogaconym... plebejuszom — odrzekł hrabia z uśmiechem.
Nie będziemy już podawali treści dalszej rozmowy; ta próbka wystarczająco maluje dowcipną rzeczywiście, acz nieco grubjańską złośliwość pana de Montal.
Wreszcie poczęto wstawać od stołu.
Jeden z biesiadników, sądząc, że zrobi tem przyjemność pani Heloizie, poprosił Teresę, aby zaśpiewała. Otyła dama, która, jak wiemy, sama miała poważne aspiracje muzyczne, zapieniła się ze złości, rada nie rada jednak, kazała zasiąść córce do fortepianu. Początkowo Teresa próbowała się wymówić, lecz i pan de Montal nalegał, aż dziewica uległa, dając do zrozumienia spojrzeniem, że czyni zadość jego właśnie prośbie.

Teresa śpiewała z niezaprzeczonym talentem i uczuciem, wreszcie matka, nieledwie jawnie zazdroszcząc jej zdolności, przerwała śpiew, mówiąc:

  1. Sous — 5 centymów