Przejdź do zawartości

Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

De Cronstillac zaledwie poznał boukaniera, który zdążył zrzucić myśliwskie ubranie i przywdziać piękny kaftan i szerokie spodnie. Kędzierzawe włosy, poprzednio rozczochrane, teraz spadały mu w pięknie zaczesanych lokach na ramiona. Gdy gaskończyk ze zdumieniem przyglądał się tak zmienionemu leśnemu człowiekowi, Angelika z cyniczną szczerością zwróciła się do swego amanta:
— Wyobraź sobie — ten oto kawaler zdążył już oświadczyć się o moją rękę! Oczywiście, bez wahania przyjęłam jego propozycję...
Myśliwy Ludzi rozsiadł się wygodnie w fotelu i rzekł:
— Moja piękna, wychodź sobie zamąż, ile chcesz... jeżeli tylko znajdziesz gotowego do przyjęcia twej ręki, bo zdaje się, coraz trudniej o takich... Napewno nie zestarzeją się przy tobie... są napoje, które uchronią ich od tego...
De Cronstillac uczuł, że jakiś straszliwy ciężar tłoczy mu piersi — poczynał już żałować swego warjackiego pomysłu — jednakże nie chcąc jeszcze pokazać tego po sobie, rzekł do Sinobrodej:
— Doprawdy, nie mogę uwierzyć, by pani była tak okrutną... pani chyba pozuje... no, ale, mam nadzieję, że do jutra przeniknę tę osobliwą tajemnicę...
Na te słowa Angielika rzuciła swemu kochankowi spojrzenie, pełne przerażenia. Po chwili, zwróciła się do gaskończyka:
— A więc... ofiaruję panu swoją rękę; jeżeli pan przyjmuje bez zastrzeżeń moje warunki, załatwimy całą sprawę w ciągu tygodnia...

Cronstillac czuł, że ulega jakiejś mistyfikacji, lecz nie mógł jej przeniknąć; nie wiedział przytem, o ile cała ta przygoda jest mistyfikacją. Wreszcie zawołał:
— Nie, tu kryje się coś strasznego, niezrozumiałego!
— A któż panu, mój panie, powiedział, że to wszyst-