Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ożenku z Sinobrodą był dlań prawdziwą deską ratunku. Mimo całej fantastyczności tego pomysłu, gaskończyk brał go zupełnie na serjo, gdy zaś stanął ma wybrzeżu wyspy, upór jego wzmógł się jeszcze: nie należał on do ludzi, którzy się łatwo wyrzekają nadziei bogatego ożenienia się — mało troszcząc się, czy przedmiot ich marzeń jest stary czy młody, piękny czy brzydki. Liczył, że pomoże mu do urzeczywistniania marzeń jego istotnie urodziwa, męska twarz i postawa, jego przedsiębiorczość i spryt, wykwintne, mimo arogancji maniery i arystokratyczne pretensje. Jak każdy gaskończyk, miał zawsze o sobie jaknajlepsze wyobrażenie, usprawiedliwione poniekąd jego chytrością, wytrwałością, odwagą i zdolnością przystosowania się do każdej sytuacji.
Wreszcie kapłan załatwił wszystko i zawiadomił de Cronstillac‘a, że już czas wyruszać do Maconba, gdzie gaskończyk miał przebywać aż do wyruszenia „jednorożca“ z powrotem. Gaskończyk przystał na tę propozycję tem chętniej, że Maconba była oddalona od Czarciego Wzgórza o pięć lienes zaledwie, on zaś zdążył już wydać swe trzy talary i był bez grosza przy duszy. Jednakże nie wyznał księdzu swych planów, odkładając to do chwili, gdy przystąpi do ich urzeczywistnienia na serjo.
Proboszcz, pożegnawszy się wraz z awanturnikiem, z kapitanem, wsiedli do pirogi i wkrótce wylądowali w małej zatoce, w pobliżu ujścia rzeki, przepływającej najokropniejsze okolice Martyniki. Tam wysiedli; o. Griffon oparł się na ramieniu kawalera i tak szli dość długo wzdłuż skalistego wybrzeża, o które rozbijały się wielkie, zawsze wzburzone fale morskie. Nakoniec dotarli do Maconba, nędznego zbiorowiska około stu drewnianych domków, krytych trzciną i liśćmi palmowemi, otaczających półkolem zatokę Maconba, u której brzegów widniało kilkanaście lichych czółen. Na widok przybyszów, we drzwiach chat ukazało się kilkanaście kreolek i metysek, w krótkich, kolorowych spódniczkach. Gdy poznały pro-