Przejdź do zawartości

Strona:PL Sue - Artur.djvu/920

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

iż się zdaję mówić w imieniu wyświadczonéj przysługi, czyniły mnie niemym.
Nagle zawołała:
— Błagam Fana, niepozostawiaj mnie z mojemi myślami, niechaj głos twój usłyszę...
Powiedz mi co zechcesz... lecz przemów do mnie; zaklinani cię! przemów do mnie.
— I cóż Pani powiem?... — odezwałem się z uległością.
— Co zechcesz?... — zawołała składając ręce z postacią błagającą; — mów co chcesz! lecz mów do mnie, wydrzéj mnie myślom które mnie udręczają... miéj nademną litość, lub raczéj bądź bez litości,... oskarżaj mnie, czyń mi wyrzuty, powiedz że jestem kobiétą tak niewdzięczną tak samolubną... tak podłą, iż nieposiadam odwagi wdzięczności, — zawołała pomimowolnie zapalając się, i jak gdyby wykrywała tajemnicę zbyt długo tajoną. — Nieszczędź mi wyrzutów, bo niewiesz ile twoje poddanie się złego mi robi... niewiesz jakbym pragnęła widzieć cię mniéj wspaniałym.
Gdyż nakoniec... co powiedzieć o kobiécie, która napotykając przyjaciela pewnego, dyskretnego, dozwala się przez sześć miesięcy otaczać staraniami najdelikatniejszemi, najpełniejszemi uszanowaniu, które widzi go poświęcającego się na najmniejsze kaprysy biednéj