Strona:PL Sue - Artur.djvu/516

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mówi do Elżbiety. — Chciałabym go miéć długo, odpowiada mu żona; ale trudno nam będzie dłużej wytrzymać. — Węgli, Pani! — mówi służąca. — Na co? — Aby lać karabinowe kule, bo już ich zabrakło — A proch, czy jeszcze macie? — Oszczędzamy wystrzałów,, Pani.»
Aby dać wyobrażenie o potężnych i urozmaiconych pięknościach głównych twarzy tego rysunku, dosyć powiedzieć iż malują całą dziką energią tych wyrazów wziętych z Goëthego.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Gdym powracał do siebie, i wspomniał na tego człowieka nieznanego, który owładnął mnie, niepodobnym do oparcia się urokiem swego talentu, moja zazdrość, moje nienawistne rozdrażnienie, ustąpiły miejsca spokojniejszemu, lecz bardziéj bolesnemu smutkowi. Pierwszy raz w życiu zapłoniłem się za moje próżniactwo, porównywając wzruszenia czyste i wzniosłe, szlachetne sposoby zarobku, jakie miał człowiek, którego nienawidziłem, które Frank musiał znajdować w sztukach nadobnych, z życiem bez celu, które wlokłem tak nędznie, nie mając nawet tyle prostaczego zdrowego rozsądku, używania w całéj pełności przyjemności materyalnych jakie mi przedstawiało! Niemogłem jednak ukryć tego sam przed so-