Strona:PL Sue - Artur.djvu/431

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przybywszy, znalazłem ją smutną, bladą, widocznie wzruszoną.
— Co ci jest? — rzekłem.
— Będziesz znowu szydził zemnie, — i miała łzy w oczach; — lecz nie znalazłam bransoletki, która była pamiątką po mojéj matce; miałam ją dziś rano na ręku; wiesz jaką do niéj przywiązywałam cenę, sądź o mojém zmartwieniu; kazałem wszędzie szukać, lecz nigdzie jéj nie znaleziono!...
Na te słowa, przypomniałem sobie niedokładnie, iż widziałem że cóś upadło z rękawiczki Małgorzaty, świetnego i błyszczącego, gdym całował jéj rękę w bibliotece, lecz cały uszczęśliwiony tym pocałunkiem, niemogłem zwrócić uwagi na podobny wypadek.
— Przywiązuję bez wątpienia tyle przesadzonych wyobrażeń do posiadania téj bransoletki, — rzekła znowu Małgorzata, — iż byłabym najokropniéj nieszczęśliwą gdybym jej nie znalazła lecz jakież mam nadzieję? żadnéj? O! mój przyjacielu! wybacz te żale, do których bynajmniéj nie należysz; lecz gdybyś wiedział czém ta bransoletka jest dla mnie... Ach! jakże przykrą noc przepędzę, w jakiejże jestem niespokojności!...
Przyszła mi wtenczas jedna z owych myśli, które nas napadają, gdy kochamy z uwielbieniem.