Strona:PL Sue - Artur.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

motni przezroczystego jeziora, nieznane i bez skazy!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

A potém, zniżając się z tego zakresu myśli, który promieniał blaskiem tak czystym i dziewicznym, chciałem uniknąć dotkliwych wspomnieli, jakie we mnie obudzą!! Szukałem jakiéj płonnéj i dalekiéj nadziei, że kiedyś od nich serce oderwę, i myślałem o mojém pomimowolném zajmowaniu się panią de Pënâfiel. — Lecz czułem także iż dla téj kobiéty, straszliwie oczernionéj bez wątpienia, lecz nazawsze skalanéj tylu zniewagami, będzie mi zawsze niepodobna doznawać téj miłości ognistéj, głębokiéj i świętéj, z któréj tak się pysznimy jak ze szlachetnego postępku!
Skoro świat raz skala błotem obmowy sławę kobiéty, tę zasłonę wstydliwą, świętą, któréj naprawić już niepodobna, która rozdziera się od jednego tchnienia, ten kwiat tak delikatny i tak niebiański, świat, niegodném swém oskarżaniem, zwiędli nietylko cnotę téj kobiéty, lecz zniszczy także na zawsze przyszłość jéj serca; pozbawiają nawet odtąd smutnéj pociechy wzbudzenia miłości poświęcającéj się, szczeréj i trwałéj! Wystawiają, prawie pomimo jéj woli na hańbiące kaprysy związków zmieniających się, bez uszanowania i wiary! Bo któżby się