Strona:PL Sue - Artur.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w salonie bez światła i kazać pootwierać okna, aby go księżyc oświecił swoim łagodnym blaskiem; matka na to zezwoliła.
Nic tęskniejszego, jak ów ogromny pokój, w ten sposób oświecony; rozmowa też, zrazu ożywiona, zaczęła zwolna ustawać.
Ciotka mówiła o moim Ojcu; wspomnienie to zasmuciło każdego z nas w inny sposób: jéj przypomniało brata ukochanego; Pani de Verteuil, los smutny, który może zagrażał jéj córce; a mnie znowu, moje występne zapomnienie.
Niezadługo umilkliśmy wszyscy; siedziałem obok Heleny, z głową ukrytą w rękach. Sam nie wiem dla czego wyrzucałem już sobie ten zbytek, który zacząłem rozjawiać; doznawałem płonnéj zgryzoty, pomyślawszy, że zamiast odbywać naszą codzienną przejażdżkę, w posępnym i staroświeckim powozie który należał do mego Ojca, i który powozili ludzie, będący niegdyś u niego w służbie, użyłem powozu lekkiego, eleganckiego, i sług zupełnie obcych. Raz jeszcze powtarzam, nic bardziéj nieznaczącego w istocie; niepojmuję też dla czego to tak przykre zrobiło na mnie wrażenie.
Po niejakiém zastanowieniu, opuściłem rękę na poręcz krzesła: natrafiłem na rękę Heleny, zapłoniłem się mocno, i serce moje dziwnie się