Strona:PL Sue - Artur.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

obojętną. Zegnam cię, synu; zawsze byłem kontent z ciebie.
A że, wśród łez, mówiłem mu o wiekuistości mego żalu, gdybym był tak okropnie nieszczęśliwy iżbym go utracił, słabo się uśmiechnął, i rzekł mi, swoim głosem zawsze spokojnym i poważnym: — Moje dziecię... po co mi prawić podobne próżności?... Niema nic wiekuistego, a nawet trwałego w uczuciach ludzkich;... radość, szczęście, nie są trwałemi.. i boleść i smutek jeszcze daleko krócéj trwają... Pamiętaj dobrze o tém, drogi synu. Jesteś wspaniały i dobry... kochasz mnie tkliwie... okropnie dręczysz się w téj chwili na samę myśl że mnie stracisz... Teraźniejsza twoja boleść jest prawdziwie tak silna iż zdaje się całą twoję przyszłość żałobnym całunem powlekać... a jednakże, ta drażliwość tak przykra; nie może, trwać niepowinna: prędzéj czy późniéj po mojéj śmierci.. Zaczniesz mniéj mnie żałować... potém szukać roztargnień, potém pocieszać się... potém zapominać o mnie.
— Nigdy, — rzekłem rzucając się na kolana przed łóżkiem ojca, i rękę jego łzami skraplając.
Oparł z czułością swą rękę, już zimną na mojém czole, i mówił daléj: — Biedne ukochane dziecię! Dla czegóż zaprzeczać oczywisto-