Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/971

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I otóż znowu trzeci raz od pięciu wieków, przybywam na szczyt wzgórza, panującego nad tem miastem. I może znowu przynoszę z sobą trwogę, śmierć i zniszczenie. A to miasto, zagłuszone wrzawą swych uciech, swych zabaw nocnych, nie wie... o! nie wie, że jestem przed jego bramą... Ale nie, moja obecność nie będzie nową klęską... Może już gniew Pana uspakaja się...
O! nie!... nie!... Pan będzie miłosierny...
Nie... on nie skaże na te nowe męki...
Niestety! w tem mieście, moi bracia... są liczniejsi i biedniejsi, niż gdzieindziej... I jabym miał... sprowadzać na nich śmierć!... Nie, Pan ulituje się, bo, niestety! siedmiu potomków mej siostry nareszcie zebrało się w tem mieście. I jabym przynieść im miał śmierć? śmierć... zamiast śpiesznego ratunku, którego tak potrzebują?...
Ach! powiedz, powiedz Panie! czy potomkowie mej siostry unikną przeznaczenia, które od tylu wieków ciąży nad mym rodem? Czy raczysz mi przebaczyć w nich? lub czy będziesz mnie w nich karał? O! spraw, żeby usłuchali ostatniej woli swego pradziada! Owe słowa Człowieka-Boga:
Kochajcie się nawzajem... byłyby jedynym ich celem, jedynym środkiem.
Przez litość, wysłuchaj mnie, Panie... wyrwij potomków mej siostry z rąk ich nieprzyjaciół... zacząwszy od rzemieślnika, aż do syna królewskiego... Nie dozwalaj niszczyć zarodu potężnego, żyznego zjednoczenia, które, z Twej łaski, stanie się epoką w dziejach świata.
A może ich walki, ich poświęcenie, ich cnota, ich cierpienie odkupią moją winę... moją, którego sama niedola uczyniła złym i niesprawiedliwym... Panie! Ponieważ wszechmocna ręka twoja przyprowadziła mnie tu... w niewiadomym mi celu... raczże ukoić gniew... niech ja nie będę narzędziem twej zemsty!... Dosyć już żałoby na ziemi! od dwóch już lat stworzenia twoje pa-