Przejdź do zawartości

Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ależ to nieznośne; — odezwał się oberżysta do żołnierza, który pogrążony w rozpaczy to wyciągał przed sobą w jedną pięść złożone, niespokojne ręce, to bił się niemi w czoło.
— Narażasz tego godnego człowieka na pożarcie przez zwierzęta, i jeszcze chcesz go bić... Czy takie postępowanie przystoi siwej brodzie? mamże posłać po siłę zbrojną? więcej rozsądnym okazałeś się wczoraj wieczór.
Te słowa opamiętały żołnierza; tembardziej żałował swej popędliwości, że przez nią, jako obcy, większego jeszcze narobić mógł sobie kłopotu w swojem położeniu; wypadło wszelkiemi sposobami wymóc zapłacenie sobie konia, aby można było ruszyć niezwłocznie w dalszą podróż, a której, jak się powiedziało, pomyślny skutek ani o jeden dzień spóźnić nie dozwalał. Zdobywając się więc na ostatni wysiłek, opanował się.
— Prawdę mówisz... zanadto się uniosłem, — rzekł do oberżysty zmienionym głosem, który starał się uspokoić. Przed chwilą brakło mi cierpliwości. Z tem wszystkiem pytam się, azali ten człowiek nie powinien mi zapłacić za mego konia? Sami osądźcie.
— Dobrze więc, jako sędzia, nie podzielam twego zdania. Sam jesteś twej szkody przyczyną. Źle uwiązałeś konia, wyszedł ze stajni, drzwi sobie otworzywszy, wydostał się na podwórze, a stąd do szopy, której drzwi musiały być zapewne otwarte, rzekł oberżysta, ujmując się oczywiście za pogromcą zwierząt.
— To prawda, — odezwał się Goljat, — przypominam sobie: zostawiłem drzwi szopy na noc napół otwarte, aby zwierzęta miały więcej świeżego powietrza; ponieważ klatki były dobrze zamknięte, nie było więc niebezpieczeństwa...
— Bardzo słusznie! — odezwał się jeden z przytomnych.
— Gdy zwierzęta spostrzegły konia, obudziła się ich żarłoczność i połamały klatki, — dodał drugi.