Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/769

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A więc pan to przyznajesz?
— Tak, panie, przyznaję, że chwycić się musiałem środka, którego na nieszczęście używać się zwykło, kiedy osoba, potrzebująca naszej pomocy, nie uznaje swego nieszczęśliwego stanu...
— Ależ, panie! — odparł znowu sądownik — zapewniono mnie, że panna de Cardoville nigdy nie znajdowała się w stanie, potrzebującym pańskiej troskliwości.
— To przedmiot medycyny sądowej.
— Przedmiot ten w rzeczy samej będzie sumiennie badany i rozbierany.
— A mogęż zapytać pana, w jakim celu, — odrzekł doktór tonem ironicznym i lekko wzruszając ramionami — w jakim interesie miałbym popełnić taką niegodziwość? — Miałeś pan tak postąpić w zmowie z rodziną panny de Cardoville, a to z powodów chciwości na jej majątek.
— A któż to, panie sędzio, śmiał uczynić tak potwarcze doniesienie? — zawołał Baleinier, zapalając się gniewem — kto był tak zuchwałym, iż poważył się oskarżyć człowieka godnego poszanowania, jakoby miał być wspólnikiem tak haniebnej zbrodni?
— To... ja... — rzekł z zimną krwią Rodin.
— Pan... pan?... — zawołał doktór.
I, cofnąwszy się o parę kroków, stanął jakby piorunem rażony.
— Ja to pana oskarżam — powtórzył Rodin krótko, dobitnym tonem.
— Tak jest, ten pan — objaśniał sądownik, o krok się cofnąwszy, by Adrjanna mogła widzieć swego obrońcę.
Zwróciła na niego spojrzenie, w którem malowały się zarazem ciekawość, zajęcie, zdziwienie i wdzięczność.
Trupia twarz Rodina, jego odrażająca szpetność, jego brudna odzież, przed kilkoma dniami wzbudziłyby może wstręt w Adrjannie; lecz obecnie, wspomniawszy, że Garbuska, uboga, szpetna, prawie gałganami tylko okry-