Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/712

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

otworzyła górną szufladę, wyjęła z niej pergaminową zapieczętowaną kopertę, poczem zbliżyła się do stołu i położyła ją przed notarjuszem.
Popatrzywszy przez chwilę smętnie i z ujmującą dobrocią na Gabrjela, który wydawał się jakby oczarowanym jej obecnością, skierowała swe kroki ku drzwiom, wiodącym do sieni, które w tej chwili były roztwarte.
Oddalenie się tej kobiety jakby zdjęło urok, któremu ulegli obecni. Gabrjel pierwszy przerwał milczenie, szepcząc zmienionym głosem.
— To ona!... znowu ona... tu... w tym domu?
— Któż to taki... mój bracie? — zapytał Agrykola, zaniepokojony nadzwyczajną bladością i jakby obłąkaną twarzą misjonarza.
— Patrz!... — odrzekł młody misjonarz; — już więcej jak sto pięćdziesiąt lat temu obrazy te są tu zawieszone. I gestem wskazał dwa portrety, naprzeciw których znajdowali się właśnie.
Na ten gest Agrykola, Dagobert i Faryngea zwrócili oczy na dwa portrety, zawieszone po obu stronach kominka.
Trzykrotny okrzyk razem dał się słyszeć.
— To ona... to ta sama kobieta! — zawołał zdumiony kowal — i jej portret znajduje się tu od stu pięćdziesięciu lat?!...
— Cóż ja widzę?... przyjaciel i wysłaniec marszałka Simon! — zawołał Dagobert, przypatrując się portretowi mężczyzny. — Tak, to niewątpliwie twarz tej osoby, która była u nas w Azji zeszłego roku...
— Moje oczy nie mylą mnie... nie, nie... to ten sam mężczyzna z czarną kreską na czole, któregośmy zadusili i zagrzebali na brzegach Gangesu — szeptał sobie Faryngea, drżąc z przestrachu — ten sam, o którym mówił jeden z synów Bohwanji w zwaliskach Tchandi... zabity, a widziany potem przy bramie miasta Bombaj... A jed-