Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/525

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wierzę ci... wierzę ci... przywracasz mi otuchę... i na teraz i na później... dobrze.
Jeden ze świadków komornika, zapukawszy do drzwiczek powozu rzekł do Jakóba:
— Śpiesz się, mój panie.
— A więc moja kochana... Nie powrócisz na górę?
— Och! nie, nie! — odrzekła Cefiza. — Czuję teraz odrazę do zabawy.
— Słusznie... Skończyłabyś tak, jak wiele nieszczęśliwych istot...
— Rozumiem cię — odrzekła Cefiza, rumieniąc się — ale wołałabym sto razy umrzeć, niż żyć w ten sposób.
— I miałabyś słuszność... bo w takim razie — dopomógłbym ci... umrzeć.
— Otrzyj-że oczy — zakonkludował Jakób.
W kilka minut potem dorożka potoczyła się ku mieszkania Jakóba, w którem miał zmienić ubranie, przed udaniem się do więzienia.