Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/493

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
VII.
WPŁYW SPOWIEDNIKA.

Zaledwie sieroty oddaliły się od żony Dagoberta, kiedy ta, uklęknąwszy, gorąco zaczęła się modlić; łzy, długo wstrzymywane, obficie popłynęły.
Po chwili drzwi się otworzyły.
Wszedł Dagobert.
Twarz żołnierza była surowa, smutna.
— Biedne dziewczynisko... Widziałem ją, ale w jakim stanie!... aż serce się krajało, upomniałem się o nią, prosiłem, ale powiedziano mi: Najpierw musi być u pana komisarza dla...
Potem rzuciwszy zdziwiony wzrok po izbie:
— A toż co... gdzie są dzieci?...
Franciszkę zimny dreszcz przebiegł.
— Jakżeś ty zbladła! Co ci jest... czyś słaba?
I Dagobert wziął z czułością Franciszkę za rękę.
Wzruszona całowała męża w rękę.
Żołnierz coraz niespokojniejszy, czując gorące łzy, padające na rękę, zawołał:
— Płaczesz... nie odpowiadasz mi... powiedz mi przecie... czego się martwisz, moja biedna żono. Uspokój się, ty znasz mnie; przy mym surowym głosie, jednak w gruncie rzeczy dobrym jestem człowiekiem. Więc to dzieci prosiły cię, abyś im pozwoliła przejść się trochę z Ponurym?...
— Nie... mój kochamy... ja...