Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/483

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ktoś z przechodzących dał znać oficerowi warty o tem zbiegowisku.
— Otóż i warta! chodź... chodź do komisarza — rzekł agent policyjny, uchwyciwszy Garbuskę za ramię.
— Panie! — zawołała biedna dziewczyna, głosem przerywanym łkaniami — pozwól powiedzieć sobie...
— Wytłomaczysz się na odwachu... dalej w drogę.
— Ależ, panie... ja nie ukradłam... — wołała Garbuska błagalnym głosem — zlituj się nade mną.
W tej chwili kapral z żołnierzami, przedarłszy się przez tłum, zbliżył się do sierżanta.
— Kapralu — rzekł sierżant — zaprowadź tę dziewczynę na odwach... ja jestem agentem policyjnym.
— Ależ, panowie... zlitujcie się — błagała Garbuska, zanosząc się od płaczu i załamując ręce — ja nie ukradłam, przez Boga żywego! ja nie kradłam...
Słaba, skołatana, przerażona biedna dziewczyna poprowadzoną została przez żołnierzy.
Pod mglistem, ponurem niebem, na błotnej czarnemi domami obstawionej ulicy, brudna, obdarta, rojąca się jak mrowisko tłuszcza, odrażający przedstawiała widok: dzieci w łachmanach, pijane kobiety, wstrętnej i podejrzanej postaci mężczyźni, wszystko to tłoczyło się, pchało, przewracało z wrzaskiem, biegając za nawpół żywą ofiarą... ofiarą okrutnej pomyłki.

Po haniebnem oskarżeniu, którego ofiarą stała się nieszczęśliwa Garbuska, pani Grivois wróciła spiesznie na ulic, Brise-Miche.
Wdrapała się, o ile mogła najprędzej na czwarte piętro... otworzyła drzwi do izdebki Franciszki i... cóż ujrzała? Dagoberta z żoną i sierotami.