Lutyna, co ani na krok nie cofnęła się, zobaczywszy Monsieura, patrzała nań śmiało, pogardliwem okiem, a nawet postąpiła ku niemu, z miną tak wyraźnie nieprzyjacielską, iż mops, trzy razy od niej większy, wydał trwożliwy pisk i szukał schronienia za panią Grivois.
Ta odezwała się do Żorżetty ze złością:
— Zdaje mi się, moja panno, że mogłabyś zaniechać drażnienia swego psa i szczucia nim mojego.
— Ach! to pewno dla ochrony swego szanownego, szkaradnego psiska wypędziłaś pani Lutynę na ulicę ogrodowemi drzwiami. Lecz szczęściem uczciwy chłopiec znalazł Lutynę i odniósł ją mej pani. Ale, czemuż przypisać mam szczęście, że panią oglądam tak rano?
— Księżna poleciła mi — odpowiedziała panna Grivois, nie mogąc ukryć złośliwego śmiechu — odwiedzić w tej chwili pannę Adrjannę... Idzie o bardzo ważną rzecz, którą jej samej mam powiedzieć.
Na te słowa Żorżetta zarumieniła się i nie mogła się wstrzymać od okazania pewnego niepokoju, czego przecie nie spostrzegła pani Grivois, zajęta swym mopsem, do którego Lutyna zbliżyła się znów z bardzo groźną miną.
Żorżetta tymczasem, uspokoiwszy się po chwilowem wzruszeniu, odpowiedziała pewnym tonem:
— Pani moja położyła się wczoraj spać bardzo późno i zakazała mi wchodzić do siebie przed południem.
— Być może... ale kiedy tu idzie o spełnienie rozkazów księżnej, jej ciotki... będziesz więc panna tyle grzeczną, że obudzisz swoją panią... niezwłocznie.
— Mej pani nikt nie ma nic do rozkazania... ona jest w swym własnym domu; a ja nie przebudzę jej aż o dwunastej... tak mi zaleciła.
— Ha! jeżeli tak, to ja sama pójdę.
— Floryna i Hebe nie otworzą pani... Ja mam klucz od salonu... a tylko przez salon można wejść do panny Adrjanny.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/337
Wygląd
Ta strona została skorygowana.