Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i twym braciom... Skarby te nie są moje... Ja mam tylko prawo zniszczyć je, gdyż Gabrjel Renenpont pozostanie wiernym przysiędze, którą wykonał.
Rodin próbował ugasić ogień, rzuciwszy się na szkatułkę i sobą ją okrywając; napróżno! Gdzie niegdzie wymykały się jeszcze płomyki niebieskiego dymu... i wreszcie wszystko zgasło!
Skończyło się...
Wtedy Rodin, z rozpaczy ledwie oddychający, obrócił się, wsparł się ręką na konsoli... pierwszy raz w życiu zapłakał... rzęsiste łzy... łzy złości... puściły się strumieniami po jego trupiej bladości licach.
Lecz nagle okropne boleści, z początku niewyraźne, ale powoli wzmagające się, pomimo że używał całej energji, aby je powściągnąć, powstały w nim z taką gwałtownością, i upadł na kolana i, schwyciwszy się obiema rękami za piersi, mruczał, jeszcze usiłując uśmiechnąć się.
— To nic... nie cieszcie się... cała rzecz... to spazmy.. ale ja zawsze jestem... generałem zgromadzenia... ale.. oh!... jakie boleści... jak okropnie piecze! — mówił, strasznie dręczony bólami — Od chwili... jak wszedłem... do tego... przeklętego domu... — dodał — nie wiem, co się ze mną stało... gdybym... nie żył... już oddawna... samemi jarzynami... wodą i chlebem... które sam sobie zawsze, kupuję... sądziłbym... żem otruty... gdyż... triumfuję.. i dlatego nie umrę... tak... nie umrę teraz... jak nie umarłem... niedawno... bo nie chcę umierać... jeszcze...
Potem, konwulsyjnie zżymając się i załamując ręce:
— Ależ to... ogień... trawi mi wnętrzności... ani wątpić, że... chciano... otruć mnie... dziś... lecz gdzie?... kto?...
Potem przeraźliwie krzyknął, jakgdyby sobie coś nagle przypomniał:
— Ach!.. Faryngea, dziś rano... święconą wodą, którą mi podał... on zna zjadliwe trucizny... Tak. To on... on się widział z Malipierim. O szatan... To mi dogodził... prawda... Borgia... to jego sztuczka... O! skończyło się... umieram.. Będą oni mnie żałowali... głup-