grigny z ironicznym, triumfującym uśmiechem — och! ty brudny człowiecze, chcesz grać rolę Sykstusa Piątego?.. I jeszcze nie komentując się tem zuchwałem przywidzeniem... chcesz, jeżeli tylko ci się uda, zniweczyć, wytępić nasze zgromadzenie, jak sułtan janczarów. Ach to ty mnie złamałeś, upokorzyłeś, zgniotłeś swoją zuchwałą wzgardą... Zaczekaj!... — dodał ksiądz d‘Aigrigny z powściąganą radością — zaczekaj, zbliża się dzień odwetu... ja sam tylko jestem powiernikiem woli naszego generała; nawet ojciec Cabocini, przysłany tu jako socjusz, nic o tem nie wie... Los ojca Rodina w mojem jest ręku.
Nagle przerwano księdzu d‘Aigrigny te przyjemne myśli; usłyszał, jak otwierano drzwi przyległych pokoi, przez które się przechodziło do niego. Ksiądz d‘Aigrigny nagle się poruszył i zaczerwienił, jak karmazyn. Marszałek Simon już stał przed nim. A za marszałkiem, w cieniu, ksiądz d‘Aigrigny spostrzegł trupią twarz Rodina. Ten rzuciwszy na księdza d‘Aigrigny okiem szatańskiej radości, zmilkł prędko; drzwi się za nim zamknęły, ksiądz d‘Aigrigny i marszałek Simon zostali sami. Trudno było rozpoznać ojca Róży i Blanki; siwawe jego włosy zupełnie zbielały.
Ksiądz d‘Aigrigny prędko zrozumiał, na co się zanosi. Sam na sam będąc z jezuitą, marszałek Simon, żywem poruszeniem zrzucił płaszcz z ramion, a ksiądz d‘Aigrigny ujrzał u pasa marszałka, zrobionego z jedwabnych chustek Róży i Blanki, dwie szpady. Marszałek, ciągle milczący, odpasał chustkę, która mu służywszy za pas, położył obie szpady ma stole i, założywszy na piersiach ręce na krzyż, postąpił zwolna ku księdzu d‘Aigrigny. Rodin, wychodząc, jakby przez zapomnienie, zamknął drzwi na dwa spusty. Od kilku już sekund ci dwaj ludzie stali naprzeciw siebie, twarz w twarz, a żaden jeszcze nie wymówił słowa. Na twarzy marszałka czytać można było straszną rodzicielską rozpacz; jego spokój, nieprzebłagany jak przeznaczenie, straszniejszy był, aniżeli gwałtowne oburzenie gniewu.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1275
Wygląd
Ta strona została skorygowana.