Ta strona została skorygowana.
— W łeb sobie wypalić... Że teraz żyję, winienem to mym dzieciom...
I, to powiedziawszy, marszałek pisał dalej.
Usłyszawszy to zwierzenie, Dagobert mocno wzruszony szepnął:
— Ale pewnoby się to nie udało panu generałowi.. Powyjmowałem ja pistony...
Za całą odpowiedź, marszałek wskazał mu swoje córki oczyma łzawemi z radości i szczęścia; potem, zapieczętowawszy bilet, oddał go żołnierzowi i rzekł:
— Oddaj to panu Robertowi... a ja zobaczę się z nim jutro.
Dagobert wziął bilet i wyszedł.
Marszałek, powróciwszy do swych córek, rzekł wesoło, wyciągając do nich ręce:
— Teraz, moje panny, dwa piękne całusy, za to, żem dla was poświęcił pana Roberta... Czy nie zasłużyłem na to?
Róża i Blanka rzuciły się ojcu na szyję.