— Daruj mi, panie generale, bo ja tylko odprowadziłem mego syna... i...
— Czytajno to, mój kochany — rzekł porywczo marszałek, nie dając mu dokończyć i pokazując mu list.
— To nowa niegodziwość... po tylu innych — rzekł ozięble Dagobert, przeczytawszy uważnie i rzucił list w ogień, palący się na kominku.
— Ten list jest podły... ale mówi prawdę — rzekł marszałek.
— A wiesz, kto mi doręczył ten podły list? — to twój pies tak był usłużny.
— Mój pies, Ponury?...
— Tak — odrzekł marszałek z gorzkiem żalem — pewno to jakiś żarcik twego wynalazku?...
— Panie generale, nie mam wcale chęci do żartów — rzekł Dagobert — nie mogę pojąć, jak się to stać mogło... Ponury wprawdzie bardzo dobrze aportuje, musiał znaleźć list w domu i podał go... ale...
— A któż tu zostawił ten list? A więc okazuje się, że otoczony jestem zdrajcami? jak widzę, nie dajesz na nic baczności, ty, w którym ja położyłem całą ufność?
— Panie generale... chciej mnie wysłuchać... a dopiero wtedy...
Lecz marszałek, bynajmniej nie chcąc go słuchać, mówił dalej:
— Jakto?.. dwadzieścia pięć lat wojowałem, stawiałem czoło armjom walczyłem szczęśliwie z najnieprzyjaźniejszym czasem wygnania, oparłem się ciosom maczug a miałbym ulec od ciosów szpilek? Jakto? ścigany aż wewnątrz własnego domu, napastowany, dręczony w każdej chwili jakąś nieznaną mi, zawziętą nienawiścią! Mylę się, kiedy mówię nieznaną... tak, mylę się... Pewny jestem, że sprawcą tego wszystkiego jest d‘Aigrigny, renegat. Jednego tylko mam nieprzyjaciela na świecie.. a jest nim ten człowiek.. muszę przecie z nim skończyć...
— Ależ, niech pan generał wspomni, że to ksiądz, i że..
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1181
Wygląd
Ta strona została skorygowana.