Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiedy pytam sam siebie, co to jednak za gruboskórzy ludzie, którzy w tej ciszy nocnej nie czują, że wystraszeni ze snu mieszkańcy, rzucają przekleństwa na ich głowy? Nie czująż oni, jak usprawiedliwiona zupełnie nienawiść przenika ich sufity, podłogę i ściany, wzywając wszelakiego zła na nich?
Pewnego razu, bardzo dawno, odważyłem się użalać na szczekanie psa w nocy, w domu mieszkalnym. Właściciel w zamian wytknął mi krzyk dziecka w mojem mieszkaniu! — Zestawił brudne zwierzę z cierpiącem dzieckiem! Od tego czasu nigdy aię nie skarżę. Aby jednak sprowadzić jakąś równowagę w mojej duszy i mieć spokój w stosunku do ludzi — gdyż cierpię nienawidząc — usiłowałem sobie wytłumaczyć to przywiązanie do zwierząt, większe od uczucia dla bliźnich, ale nie mogę znaleźć wytłumaczenia. A jak wszystko co jest niejasne, działa to na mnie przykro. Gdybym potrafił filozofować metodą Swedenborga, zatrzymałbym się na wyobrażeniu z musu. Niechajże więc pozostanie przy tem wyjaśnieniu a w takim razie są nieszczęśliwi, godni współczucia.


Przed mojem mieszkaniem znajduje się balkon a z niego mam rozległy widok na łąki, morze i lasy siniejące na końcu horyzontu. Ale leżąc na kanapie mogę tylko widzieć niebo i obłoki. Wtedy zdaje mi się jakobym się znajdował w balonie