Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lących promieni słonecznych, a podniósłszy palec wskazujący w górę, ostrzegał mnie przed różnego rodzaju herezjami, o których nie miałem wcale pojęcia, nalegał, iżbym nie zaniedbywał nigdy modlitwy i czytywał pilnie Pismo Święte. Następnie odmalował magnacki dom, do którego wstąpić miałem, uczył, jak powinienem się zachować wobec jego mieszkańców.
— Bądź dbały, chłopcze, o sprawy przyszłego żywota — napominał. — Pamiętaj, że choć szlachcic z urodzenia, wychowany byłeś wśród prostych wieśniaków. Zależność upakarza nas, Dawidzie, niestety! W tamtym wielkim pańskim domu w obejściu ze służbą bądź uprzejmym, zarówno jak ostrożnym, bystrym w obserwacji, a powolnym w mowie. Co do samego lorda, pamiętaj, że on jest panem, szanuj tych, których szanować należy. Młody powinien chętnie ulegać starszym.
— Dobrze — rzekłem — postaram się wypełnić wszystkie pana nauki.
— Cieszy mnie to — odparł Campbell życzliwie. — Teraz, łącząc rzeczy duchowe z doczesnemi, mam tu mały pakiecik, zawierający cztery przedmioty. — To mówiąc, wyciągnął z pewnym trudem jakieś zawiniątko z kieszeni surduta. — Z tych czterech przedmiotów pierwszy przypada ci z prawa dziedzictwa: trochę pieniędzy, zebranych za książki, które kupiłem po śmierci twego ojca w celu odprzedaży ich jego następcy.