Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, lecz rzekę przepłynąć można!
— Ci mogą, którzy to umieją — odpowiedział — a nic o tem nie wiem, aby który z nas posiadał w tem wprawę. Co do mnie, pływam jak kamień!
— Wiem, że nie mogę równać się z tobą w słowach i że cię nie przekonam — rzekłem — lecz powiedzieć muszę, co jasnem mi się wydaje, że brniemy coraz gorzej. Jeżeli trudno przejść przez rzekę, to stokroć trudniej przez głębokie jezioro.
— Bywają od tego czółna, jeżeli się nie mylę? — rzekł Alan.
— Tak, bywają czółna, bywają i pieniądze. Ponieważ jednak nie posiadamy ani jednego ant drugich, mogłyby dla nas nie istnieć wcale.
— Dawidzie, mało masz pomysłów, a jeszcze mniej ufności. Pozwól mi dobrze wszystko rozważyć. Bądź pewny, że wyproszę lub pożyczę, lub ukradnę czółno, a jeżeli nie, to sam je zrobię!
— Zdaje mi się, że pojmuję — powiedziałem — lecz weź pod uwagę, że, gdybyśmy przeszli przez most, nicby potem naszego przejścia nie zdradziło, a gdy czółnem się przeprawimy, zostanie próżne czółno u brzegu; — ktoś musiał się niem przeprawiać — nastąpi śledztwo, hałas...
— Człowieku! — krzyknął Alan — jeżeli dostarczę czółna, dostarczę i kogoś do zabrania go z powrotem. Więc nie zawracaj mi głowy swojemi głupstwami, tylko chodź i mnie pozostaw obmyślenie rzeczy.