Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z temi dwoma szylingami nie uszedł dwóch kilometrów, gdy usiadł na brzegu drogi i zdjął obuwie z nóg, jak człowiek, który szykuje się do odpoczynku.
Teraz zawrzało we mnie.
— Czy już znów nie umiesz po angielsku? — rzekłem.
Odpowiedział bezczelnie, że nie.
Miara się przebrała.
Podniosłem rękę, żeby go uderzyć. Wtedy on odskoczył w tył, skulił się, i wyjąwszy nóż ze swoich łachmanów, wyszczerzył na mnie zęby jak dziki kot. Straciłem z gniewu panowanie nad sobą, i nie zważając na niebezpieczeństwo, rzuciłem się na niego — lewą ręką nóż usunąłem, a prawą uderzyłem go w twarz. Byłem silnym chłopcem i ogarnięty szaloną pasją, on zaś był mały i szczupłym upadł więc ciężko przedemną. Na szczęście, gdy padał, nóż wyskoczył mu z ręki. Podniosłem nóż, zabrałem go wraz z jego obuwiem i poszedłem w dalszą drogę, zostawiając go bosym i pozbawionym broni.
Idąc, śmiałem się z radości, pewny, żem skończył z tym łotrem. Bo i na cóż miałby mnie ścigać, gdy wiedział, że pieniędzy więcej odemnie nie wydostanie?
Obuwie w tej okolicy było warte zaledwie parę pensów, a co do noża, a raczej sztyletu,