Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dobra ta kobieta postawiła przedemną chleb z owsa i łuszca na zimno, a ponieważ nie umiała mówić po angielsku, wyrażała swoją dla mnie przychylność, głaszcząc mnie po ramieniu i uśmiechając się do mnie.
Stary gentleman przyrządził mi poncz z ich domowego spirytusu.
Jedząc i pijąc, z trudnością mogłem swemu szczęściu uwierzyć, domek zaś wydawał mi się pałacem, chociaż przepełniony był gęstym dymem torfowym i tak dziurawy, jak cedzidło. Od ponczu wystąpiły na mnie silne poty i wpadłem w głęboki sen. Ci dobrzy ludzie dali mi długo spać i dopiero około południa następnego dnia, udałem się w dalszą drogę.
Gardło prawie zupełnie przestało mnie boleć, a energja ducha przywróconą została przez dobre wiadomości i dobre pożywienie. Stary gentleman nie przyjął odemnie pieniędzy mimo mego nalegania i jeszcze darował mi starą czapkę. Lecz ośmielę się wyznać, że jak tylko dostatecznie się oddaliłem, aby nie być widzianym, wybrałem sobie porządnie ten jego prezent w najbliższem źródle. I pomyślałem sobie: „Jeżeli to są dzicy Highlanderzy, to byłoby do życzenia, aby nasz lud był także dzikim.
Nietylko, że późno udałem się w drogę, lecz jeszcze połowę czasu straciłem na błądzeniu. Spotkałem po drodze dużo ludzi. Jedni z nich uprawiali małe, nędzne pola, które nie byłyby w stanie kotu dać wyżywienia; drudzy strzegli stad zwierząt, wielkości osiołków.