Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom II.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

była gęsta; Fabrycy widział doskonale szyldwachów, z których paru przechadzało się. Dodał, iż, jak gdyby pchany nadnaturalną siłą, przystanął śmiało między dwiema dość bliskiemi wartami. Zdjął spokojnie sznur którym był opasany i który zaplątał się dwa razy; trzeba mu było wiele czasu aby go rozwinąć i wyciągnąć na parapecie. Słyszał głosy żołnierzy ze wszystkich stron; zdecydowany był zasztyletować pierwszego, któryby się zbliżył. Nie czułem wcale lęku, dodawał; miałem uczucie, że dopełniam jakiejś ceremonji.
Rozplątawszy wreszcie sznur, przywiązał go do otworu uczynionego w parapecie dla odpływu wody, wstąpił na sam parapet i pomodlił się żarliwie; poczem, jak bohater z czasów rycerstwa, pomyślał chwilę o Klelji. Jakiż ja jestem różny, powiedział sobie, od płochego i swowolnego Fabrycego, który wszedł tu przed dziesięciu miesiącami! Wreszcie zaczął się spuszczać z tej zdumiewającej wysokości. Działał mechanicznie, opowiadał, tak jakby to czynił w biały dzień, wobec przyjaciół, dla wygrania zakładu. Mniej więcej w połowie drogi uczuł, że ręce mu słabną; zdaje się wręcz że puścił sznur na chwilę, ale niebawem chwycił go znowu; może (powiada) zatrzymał się na krzach po których się zsuwał i które go drapały. Od czasu do czasu doznawał straszliwego bólu między łopatkami; ból dochodził do tego że tamował mu oddech. Sznur kołysał się w sposób bardzo przykry; co chwila Fabrycy bujał się między sznurem a krzami. Potrącił kilka ptaków, które, obudzone, uderzyły go skrzydłami pierzchając. Za pierwszym razem sądził, że to są ludzie, schodzący z cytadeli tą samą drogą aby go ścigać: gotował się do obrony. Wreszcie dostał się do stóp wielkiej wieży bez szwanku; ręce tylko miał we krwi. Opowiada, że, od połowy wieży, szkarpa która stanowi jej ścianę była mu bardzo pomocna; suwał się po murze w dół, a rośliny rosnące między kamieniami trzymały go nader skutecznie. Przybywając na dół do ogródków żołnierskich, trafił na akację, która, widziana z góry, wydawała się kilka stóp wysoka, a w istocie miała ich