Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom II.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kocham inną. Ale, jeśli się zabiję, dzieci i matka umrą dosłownie z głodu.
Słowa te miały akcent szczerości.
— Ale jak pan żyje? spytała księżna wzruszona.
— Matka tych dzieci przędzie; starsza córka pasie owce u pewnego liberała; ja kradnę na gościńcu między Piazenzą a Genuą.
— Jakże pan godzi kradzież ze swemi zasadami?
— Prowadzę rejestr ludzi których okradani i, jeśli kiedy będę miał coś, zwrócę im. Oceniam, że trybun taki jak ja spełnia pracę, która, z racji swego niebezpieczeństwa, warta jest z pewnością sto franków na miesiąc; toteż nie biorę nigdy więcej niż tysiąc dwieście franków rocznie.
To jest, mylę się: kradnę jeszcze jakąś sumkę ponadto, pokrywam bowiem tym sposobem koszt druku swoich dzieł.
— Jakich dzieł?
„Czy... będzie miała kiedy Izbę i budżet?“
— Jakto, rzekła księżna zdumiona, to pan jest jednym z największych poetów epoki, sławnym Ferrante Palla?
— Sławnym może, ale bardzo nieszczęśliwym z pewnością.
— I człowiek z pańskim talentem zmuszony jest kraść aby żyć!
— Dlatego może mam talent. Dotąd, nasi autorowie, cieszący się rozgłosem, byli to ludzie płatni przez rząd albo przez kler, który chcieli podkopywać. Ja, primo, narażam życie; secundo, niech pani sobie wyobrazi refleksje jakie mną miotają kiedy idę kraść. Czy ja mam prawo? powiadani sobie. Czy praca trybuna oddaje usługi warte sto franków miesięcznie? Mam dwie koszule, ubranie które pani widzi, lichą broń, i jestem pewien że skończę na szubienicy; śmiem mniemać, że jestem bezinteresowny. Byłbym szczęśliwy, gdyby nie ta nieszczęsna miłość, która czyni mi ohydnem życie przy matce moich pięciorga dzieci. Bieda cięży mi przez swoją szpetotę: lubię ładne suknie, białe ręce...
Patrzał na ręce księżnej tak, że strach ją ogarnął.