Strona:PL Stendhal - Pustelnia parmeńska tom I.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pan go zabić; będziesz miał szpady, pistolety, szable, wszelką broń jaką można było zgromadzić w kilka godzin, bo musieliśmy się śpieszyć; policja bolońska jest, jak panu wiadomo, bardzo czujna, a nie trzeba aby przeszkodziła temu pojedynkowi, nieodzownemu dla honoru młodego człowieka, z którego pan sobie zadrwił.
— Ale, jeżeli ten młody człowiek jest z rodu panujących...
— Jest prywatny człowiek jak pan i nawet o wiele uboższy od pana; ale chce się bić na śmierć, i zmusi pana abyś się bił, ostrzegam.
— Nie lękam się niczego w świecie! wykrzyknął M...
— Tego właśnie pragnie pański przeciwnik najgoręcej, odparł Lodovico. Jutro, wcześnie rano, gotuj się pan bronić swego życia; zaatakuje je człowiek, który ma przyczynę być mocno rozgniewany i który nie będzie pana oszczędzał; powtarzam panu, że będziesz miał wybór broni; — i rób testament.
Nazajutrz, koło szóstej, podano śniadanie hrabiemu M..., otworzono drzwi od pokoju gdzie był pod strażą i wypuszczono go na dziedziniec; dziedziniec otoczony był żywopłotem i dość wysokim murem, a brama była szczelnie zamknięta.
W jednym rogu, na stole do którego zaproszono hrabiego, znalazła się butelka wina i wódki, dwa pistolety, dwie szable, dwie szpady, papier i atrament; ze dwudziestu chłopów znajdowało się w oknach gospody, które wychodziły na dziedziniec. Hrabia zaczął błagać o litość. — Chcą mnie zamordować, wołał, ratujcie mnie!
— Jesteś pan w błędzie albo chcesz wprowadzić w błąd, krzyknął Fabrycy, który znajdował się w przeciwnym rogu dziedzińca, obok stołu zastawionego bronią. Zrzucił surdut: twarz była zasłonięta drucianą maską, taką jakiej używa się przy lekcjach fechtunku.
— Wzywam pana, dodał Fabrycy, abyś zechciał włożyć ma-