Strona:PL Stendhal - O miłości.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śmy się zaśmiali. „Wyrusza się z Bolonji, wspina się na Apeniny, jedzie się do Rzymu... — Ależ, pani, wtrącił któryś z nas, dalekośmy odbiegli od malarza Oldofredi...“ Odezwanie to wywołało u niej lekki gest zniecierpliwienia, które prawdopodobnie do reszty pogrążyło w niepamięci Hannibala i jego gwałtowne wyjście. „Czy chcecie wiedzieć, rzekła, co się dzieje, kiedy opuścimy Bolonję? Przedewszystkiem, uważam ten wyjazd za zupełnie mimowolny: jestto odruch. Nie mówię, aby mu nie towarzyszyło wiele przyjemności. Podziwia się, a potem mówi się sobie: Cóż za rozkosz być kochanym przez tę czarującą kobietę! Wreszcie, zjawia się nadzieja; po nadziei (często powziętej bardzo lekko, bo nie wątpi się o niczem, gdy się ma w żyłach krew bodaj trochę gorącą), po nadziei, powiadam, przesadza się z rozkoszą piękność i zalety kobiety, której miłość spodziewa się pozyskać“...
Gdy pani Gherardi tak mówiła, ja wziąłem kartę do gry, napisałem na grzbiecie z jednej strony Bolonia z drugiej Rzym, między zaś Bolonją i Rzymem naznaczyłem cztery postoje, które wskazała nam pani Gherardi.

1. Podziw.
2. Przybywa się do drugiego etapu, gdy się mówi sobie w duchu: „Cóż za rozkosz być kochanym przez tę uroczą kobietę!“
3. Narodziny nadziei znaczą trzeci etap.
4. Do czwartego dochodzi się, kiedy się z rozkoszą przecenia piękność i zalety ukochanej. To właśnie nasza szkoła nazywa słowem krystalizacja, które doprowadza Kartaginę do ucieczki. W istocie, to trudne do zrozumienia.