Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ IV

Lamiel była bardzo rozbudzona, pełna sprytu i wyobraźni; toteż ta ceremonja pokutna uderzyła ją żywo.
— Czemu wuj nie chce bym ich podziwiała? mówiła sobie w łóżku, nie mogąc usnąć.
Potem, nagle, przyszła jej ta bardzo występna myśl:
— Ale czy wuj byłby dał dziesięć talarów jak Cartouche biednej wdowie z pod Valence, której komornicy zabrali czarną krowę, i która miała ledwie parę groszy na życie z siedmiorgiem dzieci?
Przez kwadrans Lamiel płakała ze współczucia, poczem rzekła sobie:
— Czy, znalazłszy się na rusztowaniu, wuj umiałby spokojnie wytrzymać uderzenia maczugi kata miażdżącej mu ramię, jak pan Mandrin? Wuj jęczy bez końca, gdy urazi podagryczną nogę o kamień.
Ta noc uczyniła przewrót w duszy małej dziewczynki: nazajutrz przyniosła sklepikarzowi stary ilustrowany przekład Wergilego, nie chciała fig ani suszonych winogron i wzięła na wymianę jedną z owych pięknych historji, których jej zabroniono czytać.
Nazajutrz był piątek; pani Hautemare popadła w ciężką rozpacz, ponieważ wieczorem, wstając od obiadu, spostrzegła się, po pustym garnku, że wlała do zupy resztkę czwartkowego rosołu.
— No i co, co to szkodzi? rzekła niebacznie Lamiel. Zjedliśmy lepszą zupę, a może ta resztka zepsułaby się do niedzieli.
Można sobie wyobrazić, jak za to zuchwałe odezwanie wujostwo połajali dziewczynę. Ciotka była wściekła i, nie wiedząc kogo się