Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

U samych stóp trzeciego pagórka znajduje się publiczna pralnia, urządzona na brzegu Decise, pod olbrzymią lipą. Basen ów, który księżna ma nadzieję wyrugować, tworzą dwa olbrzymie wydrążone w środku pnie dębu oraz kilka płaskich kamieni.
Jakieś trzydzieści kobiet prało bieliznę w tym basenie w ostatni dzień września. Wiele tych zamożnych wieśniaczek normandzkich nie pracowało prawie; przybyły tam pod pozorem dozorowania sług, które prały, ale w istocie poto, aby brać udział w rozmowie, bardzo tego dnia ożywionej. Niektóre z praczek były rosłe, postawne, zbudowane jak Djana z Tuilerji, a twarze ich o regularnym owalu mogłyby uchodzić za przystojne, gdyby nie wieńczyły ich szpetne bawełniane czepki, które, w zgiętej pozycji piorących, spadały im na czoło.
— Hoho! czy to nie nasz doktorek konno na sławnym Baranku? krzyknęła jedna z praczek.
— Biedny Baranek ma podwójny ciężar: musi dźwigać doktora i jego garb, który jest wcale nie mały, odpowiedziała sąsiadka.
Wszystkie podniosły głowę i przerwały pracę.
Dość szczególny osobnik, który ściągał ich uwagę, z fuzją wspartą na swoim garbie, był to nie kto inny jak nasz przyjaciel Sansfin.
I, w rzeczy samej, trudno było, aby młode dziewczęta nie rozśmiały się na jego widok.
Garbus widocznie był wściekły, co jeszcze pomnożyło śmiechy.
Jechał w dół wąską ścieżką, biegnącą nad Decise; rzeczka ta tworzy wodospad, ścieżka zaś, podparta wbitemi w ziemię palikami, rysowała liczne zygzaki. Temi zygzakami jechał nieszczęsny doktór, w ogniu trzydziestu jadowitych głosów.
— Niech pan uważa na garb, panie doktorze, może spaść i stoczyć się na dół; zgniótłby nas, biedne praczusie!
— Kanalje, bezecne kanalje! mruczał doktór przez zęby. Bezecne kanalje, to chłopstwo! I powiedzieć, że ja nigdy nie biorę ani grosza od tych łajdaków, kiedy Opatrzność pomści mnie zsyłając na nich jakie choróbsko!