Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w jego obecności. Oponował cierpko wszystkiemu co ktoś mówił, tamując wszelką rozmowę. Życie codzienne było z nim męką. Mina jego zbolała, lub przynajmniej martwa a często obraźliwa, paraliżowała ożywienie i swobodę — tę swobodę która stanowi wdzięk francuskiej rozmowy i która wymaga pewnego zaufania u słuchaczy, z których miłością własną igra najczęściej.
Nawet przy największej pobłażliwości i zgodliwości rozmawiającego, te ustawiczne sprzeciwy tamowały rozmowę nawet o najprostszych rzeczach.
Lamiel oczywiście nie zdawała sobie sprawy z tego wszystkiego. Poczciwa, prosta, wesoła, szczęśliwa, nie szukająca ukrytych pobudek, nie mogła zgadnąć, skąd płyną przykrości jej życia. Była uszczęśliwiona z roli jaką hrabia stworzył jej w świecie i z wyżyn na jakich ją pomieścił. Nie miałaby w rozmowie tyle dowcipu, błyskotliwości i sprytu, gdyby jej nie słuchano z tak skupioną uwagą. Bez tej uwagi trzeba solić mocno, niby dowcipy w farsie.
— I komu jestem winna tę życzliwość, nawet u osób będących pierwszy raz z nami na obiedzie? Jedynie szacunkowi, jaki zdobył sobie hrabia. Ale widocznie trud, jaki sobie zadaje w tym celu, nuży go: stąd jego niehumor gdy jesteśmy sami: ograniczmy zatem nasze sam na sam. Kiedy wracam do domu, całe moje zadowolenie pryska; z chwilą gdy jest sam ze mną, robi się cierpki, wręcz obrażający, on który między ludźmi rozwija uprzejmość niemal dworską; zdaje się, że ja go obrażam zwracając się do niego, nawet aby go spytać o zdanie.
Wszystkie te refleksje, raczej odczute niż jasno uświadomione, cisnęły się do głowy Lamiel, gdy przed lustrem zwijała sobie papiloty.
— Przed chwilą jeszcze, zdejmując kapelusz, miałam uśmiech na ustach, mówiła sobie, a teraz mam minę markotną, muszę panować nad sobą aby nie wpaść w gniew. Wielki Boże! i tak co wieczór! Widocznie ten imponujący człowiek zmęczony jest wysiłkami, jakie