Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Jakto, powiadała, drażni mnie poczciwa gruboskórność jaką znajduję u wujostwa, i znowuż drażni mnie obleśna grzeczność tej panny Anzelmy, która utopiłaby mnie w łyżce wody, jak powiadał doktór Sansfin. Jestem tedy, w szesnastym roku, taka, jakiemi wedle doktora, kobiety są w pięćdziesiątym? Wszystko mnie drażni i jestem wściekła na całą ludzkość“.
Egzemplarz Gil Blasa, który Lamiel wzięła z zamku, miał sztychy; to ją skłoniło że otworzyła tę książkę przed innemi. Udało się jej zanieść wszystkie te tomy na wieżę, bez wiedzy wuja, którego widok tylu księżek wzburzyłby niewątpliwie; mimo bowiem że był nauczycielem, powiadał często:
„Książki zgubiły Francję.“
Była to jedna z zasad groźnego księdza du Saillard. Kryjąc książki w wieży, Lamiel przeczytała parę stronic z Gil Blasa; sprawiło to jej tyle przyjemności, że ośmieliła się wyjść z domu oknem około jedenastej, kiedy ujrzała że wujostwo śpią głęboko. Miała klucz od wieży, weszła i czytała do czwartej rano. Kiedy wracała się położyć, była zupełnie szczęśliwa; nie wściekała się już na siebie samą. Po pierwsze, przepełniona w duszy przygodami Gil Blasa, nie myślała już prawie o tem co sobie wyrzucała; następnie, co było o wiele lepsze, zaczerpnęła w Gil Blasie pobłażanie dla siebie i dla drugich; uczucia, zbudzone w ciotce widokiem pięknych sukien, nie wydały się jej już tak szpetne.
Przez tydzień Lamiel tonęła w czytaniu. W dzień szła czytać do lasu, w nocy czytała w wieży; miała kilka talarów w chwili wyjazdu księżnej, kupiła sobie oliwy.
Tego samego dnia, sklepikarka, która jej sprzedała tę oliwę, zawołała poczciwego Hautemare gdy przechodził i obsypała go tysiącem uprzejmości; bakałarz nie rozumiał jej pobudek, ale jako człek roztropny nie okazał zbytniego zdumienia. Postanowił sobie nie pytać o nic, ale rozważyć pilnie każdy wyraz którego sens będzie mu niejasny. Wreszcie, kiedy miał już odejść, sklepikarka rzuciła na pożegnanie te dziwne słowa: