Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tach rozmowy dobijają zdyszani, jakby robiąc wielkie odkrycie, do rzeczy którą powtarzam im od godziny. Jestem piękna, mam ten talizman za który pani de Staël byłaby oddała wszystko, a mimo to, faktem jest że umieram z nudów. Czemuż miałabym się mniej nudzić, zmieniwszy swoje nazwisko na tytuł margrabiego de Croisenois?
Boże! dodała niemal bliska płaczu, czyż to nie jest człowiek doskonały? to arcydzieło hodowli naszego wieku; nie można nań spojrzeć, aby natychmiast nie znalazł na zawołanie czegoś miłego, dowcipnego; jest odważny... Szczególny jest ten Sorel, pomyślała, i wyraz nudy w jej oczach ustąpił podrażnieniu. Oznajmiłam mu że życzę sobie z nim mówić, i nie raczy się pojawić!


XXXIX. BAL.

Przepych tualet, blask świec, woń perfum; tyle pięknych ramion, biustów; bukiety, upajające melodje Rossiniego, malowidła Ciceri! Głowę tracę!
Podróże Uzeriego.

— Jesteś nie w humorze, rzekła margrabina do córki; ostrzegam cię, że to nie ładnie wygląda na balu.
— Głowa mnie poprostu boli, odparła Matylda ze wzgardliwą minką, za gorąco tu.
W tej chwili, jakby dla usprawiedliwienia słów panny de la Mole, stary baron de Tolly zasłabł i zemdlał; trzeba go było wynieść. Przypuszczano apopleksję, niemiły wypadek.
Matyldy to nie obeszło. Miała tę zasadę, aby nigdy nie patrzeć na starców i na wszelkie rzeczy smutne.
Poszła tańczyć, aby uniknąć rozmów o apopleksji, niegroźnej zresztą, bo na trzeci dzień baron znów wypłynął.
Ten Sorel nie przychodzi, powtórzyła w myśli jeszcze raz, przetańczywszy. Szukała go niemal wzrokiem i spostrzegła go w drugim