Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

smutkiem. Przekroczyłam granice, honor mój stracony; prawda, że to dla ciebie...
W głosie jej było tyle smutku, że Juljan uścisnął ją z nieznanem dotąd wzruszeniem. Nie było to już pijaństwo miłości; była to bezmierna wdzięczność. Pierwszy raz ogarnął rozmiar jej poświęcenia.
Jakaś miłosierna dusza powiadomiła bezwątpienia pana de Rênal o długich godzinach, jakie żona jego spędza w celi Juljana; po trzech dniach przysłał po nią powóz ze stanowczym rozkazem powrotu.
Ta okrutna rozłąka źle rozpoczęła dzień dla Juljana. Powiadomiono go w parę godzin później, że jakiś klecha-intrygant, który wszelako nie zdołał się wybić wśród jezuitów w Besançon, usadowił się od rana pod bramą więzienia, na ulicy. Padał silny deszcz; człowiek ten chciał odgrywać rolę męczennika. Juljan był podrażniony, głupstwo to wzburzyło go mocno.
Rano już odmówił przyjęcia tego księdza, ale klecha wbił sobie w głowę że wyspowiada Juljana i zdobędzie sobie reputację między damulkami w Besançon, zapomocą zwierzeń które rzekomo wydobędzie ze skazańca.
Oświadczał głośno, że spędzi dzień i noc u bram więzienia. „Bóg mnie posyła, abym wzruszył serce tego nowego Apostaty...“ I pospólstwo, zawsze chciwe widowiska, zaczynało się gromadzić.
— Tak, bracia, mówił, spędzę tu dzień, noc, i następne dni, i wszystkie noce. — Duch święty przemówił do mnie, mam posłannictwo z góry: mnie przeznaczone jest zbawić duszę młodego Sorel. Połączcie się z moją modlitwą, etc.
Juljan miał wstręt do skandalu i do wszystkiego co mogło nań ściągnąć uwagę. Zamierzał uchwycić sposobną chwilę, aby się wynieść ze świata incognito, ale miał nadzieję ujrzeć jeszcze panią de Rênal, którą kochał bez pamięci.
Brama więzienia wychodziła na jedną z uczęszczanych ulic. Myśl o tym zabłoconym klesze, powodującym zbiegowisko i skan-