Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
LXII. TYGRYS.

Ha! czemuż to, a nie co innego!
Beaumarchais.

Pewien angielski podróżnik opowiada dzieje swej zażyłości z tygrysem; wychował go, pieścił, ale zawsze miał na stole nabity pistolet.
Juljan dał się unosić nadmiarowi swego szczęścia jedynie w chwilach gdy Matylda nie mogła tego szczęścia wyczytać w jego oczach. Ściśle dopełnił nałożonego sobie obowiązku, aby jej rzec od czasu do czasu coś przykrego.
Kiedy słodycz Matyldy, której przyglądał się ze zdumieniem, i nadmiar jej oddania miały mu już odjąć władzę nad sobą, wówczas zdobywał się na to aby ją opuścić.
Pierwszy raz w życiu, Matylda kochała.
Życie, które zawsze się wlekło dla niej żółwim krokiem, teraz leciało na skrzydłach.
Ponieważ trzeba było jakiegoś upustu dla jej dumy, harda panna wystawiała się na wszystkie niebezpieczeństwa, jakie miłość mogła na nią ściągnąć. Juljan musiał być przezorny za nią; jedynie wtedy kiedy chodziło o niebezpieczeństwo nie chciała ulec jego woli. Ale, pokorna i uległa z nim, objawiała tem większą butę wobec otoczenia, rodziców czy służby.
Wieczorem, w salonie, wobec kilkudziesięciu osób, przywoływała Juljana, aby z nim szeptać na osobności.
Kiedy raz Tanbeau usiadł koło nich, poprosiła aby jej przyniósł z bibljoteki tom Smoleta, w którym znajduje się rewolucja r. 1688; kiedy się zaś wahał, dodała: „A niech się pan nie śpieszy“. Powiedziała to ze wzgardliwą wyniosłością, która była jak balsam dla duszy Juljana.
— Zauważyłeś spojrzenie tej żmiji? spytał.
— Wuj jego liczy kilkanaście lat służby w tym salonie, inaczej kazałabym go wygnać natychmiast.