Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale, musimy przyznać, pamięć Juljana była niezbyt bogata w tego rodzaju sztuczki; biedny chłopiec był jeszcze bardzo nieobyty; toteż, kiedy wstał aby opuścić salon, uczynił to niezręcznie i rażąco. Przygnębienie malowało się zbyt wyraźnie w całej jego postawie. Odgrywał od trzech kwadransów rolę natrętnego famulusa, przed którym nikt się nie krępuje z okazaniem co o nim myśli.
Krytyczne obserwacje, jakim dopiero co poddał swoich rywali, nie pozwoliły mu wziąć swego nieszczęścia zbyt tragicznie: przedwczorajsze wspomnienie działało nań krzepiąco. — Mimo wszystkich ich przewag, myślał zapuszczając się w ogród, Matylda nie była dla żadnego z nich tem, czem dwa razy w życiu raczyła być dla mnie.
Myśl jego nie sięgała dalej. Nie pojął zgoła charakteru osoby, która, zrządzeniem losu, stała się bezwzględną panią jego szczęścia.
Cały następny dzień zamordowywał siebie i swego wierzchowca. Nie próbował wieczór zbliżyć się do niebieskiej kanapy, której Matylda pozostała wierna. Zauważył, że hrabia Norbert nie raczy nań spojrzeć, kiedy go spotka w domu. — Musi sobie zadawać osobliwy gwałt, myślał Juljan: on, z natury tak grzeczny!
Sen byłby dla Juljana szczęściem. Naprzekór fizycznemu utrudzeniu, zbyt urocze wspomnienia jęły owładać całą jego wyobraźnią. Nie umiał sobie zdać sprawy, że forsowne wycieczki konne oddziałują jedynie na niego samego, w żadnej zaś mierze na serce lub umysł Matyldy; że więc, tem samem, zostawia trafowi decyzję swego losu.
Miał uczucie, że jedna rzecz przyniosłaby mu ulgę w tej męce: rozmowa z Matyldą. Ale coby jej powiedział?
Pewnego dnia, o siódmej rano, dumał głęboko na ten temat, kiedy nagle ona sama zjawiła się w bibljotece.
— Wiem, że pan pragnie ze mną mówić.
— Wielki Boże! kto to pani powiedział?
— Cóż panu na tem zależy? dość że wiem. Jeśli pan jesteś