Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozmowy. Wieczorem, Juljan udał się na lekcję do proboszcza, ale nie uważał za właściwe wspomnieć o niezwykłej propozycji. „Może to pułapka, myślał; trzeba udać żem zapomniał o wszystkiem“.
Nazajutrz, wczesnym rankiem, pan de Rênal posłał po starego Sorel, który, dawszy na siebie czekać dobrą godzinę, przybył w końcu, przepraszając od drzwi wśród mnóstwa ukłonów. Zagadując o tem i owem, Sorel wyrozumiał, że syn będzie jadał z państwem, w dnie zaś gdy będą goście, sam z dziećmi. Wciąż mnożąc trudności w miarę jak widział niecierpliwość mera, zresztą pełen nieufności i zdumienia, stary zażądał aby mu pokazano sypialnię. Był to duży, przyzwoicie umeblowany pokój, do którego przenoszono właśnie łóżka chłopców.
Okoliczność ta była błyskiem światła dla starego wieśniaka; pewniejszym już głosem zażądał aby mu pokazano ubranie syna. Pan de Rênal otworzył biurko i wyjął sto franków.
— Syn pański uda się z tą kwotą do pana Durand, sukiennika, i sprawi sobie kompletne czarne ubranie.
— A gdybym go odebrał, rzekł chłop, zapominając nagle o czołobitnościach, czy odzież zostanie przy nim?
— Oczywiście.
— Zatem, rzekł Sorel rozwlekłym głosem, zostaje tylko jedno; porozumieć się co do pensji, którą mu pan przeznacza.
— Jakto! wykrzyknął pan de Rênal oburzony, zgodziliśmy się przecie wczoraj: daję trzysta franków; zdaje mi się że to dużo, może za dużo.
— Tyle pan proponował, nie przeczę, rzekł stary jeszcze wolniej; poczem, z genjalną intuicją, zdolną zdziwić jedynie tych, którzy nie znają chłopów z Franche-Comté, dodał patrząc w oczy panu de Rênal: Dają nam więcej.
Na te słowa, mer zmienił się na twarzy. Przyszedł wszelako do siebie; po wytrawnej rozmowie trwającej dobre dwie godziny, gdzie ani jedno słowo nie padło lekko, przebiegłość chłopa