Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdybym, zamiast pięciuset dwudziestu franków, nie miał nic, byłbyś mnie ocalił.
Głos księdza stracił zwykłą surowość. Ku wielkiemu swemu wstydowi, Juljan uczuł że ma łzy w oczach; miał nieprzepartą ochotę uściskać zacnego księdza; wreszcie rzekł, siląc się na ton męski:
— Ojciec nienawidził mnie od kolebki; to było jedno z mych największych nieszczęść; ale nie będę się już skarżył na los, skoro w księdzu znalazłem drugiego ojca.
— Dobrze już, dobrze, rzekł ksiądz zakłopotany; poczem, odnajdując szczęśliwie styl rektora seminarjum, dodał: Nie trzeba nigdy mówić los, moje dziecko, mów zawsze Opatrzność.
Fiakier zatrzymał się; woźnica podniósł bronzowy młotek wiszący przy olbrzymiej bramie, był to PAŁAC DE LA MOLE; aby zaś przechodnie nie mogli o tem wątpić, słowa te były wyryte na czarnym marmurze nad drzwiami.
Pompa ta nie podobała się Juljanowi. — A oni się tak boją jakobinów! Widzą Robespierra i gilotynę za każdym płotem, czasem są z tem bezgranicznie śmieszni; a równocześnie znaczą tak swoje domy, iżby, w czas rozruchów, motłoch poznał je i obrabował. Juljan podzielił się swą myślą z księdzem Pirard.
— Och, dziecko, dziecko, wkrótce będziesz moim wikarym. Cóż za straszna myśl przyszła ci do głowy!
— Wydaje mi się bardzo prosta, rzekł Juljan.
Powaga odźwiernego, przedewszystkiem zaś schludność dziedzińca wzbudziły jego podziw. Dzień był słoneczny.
— Cóż za wspaniała architektura! wykrzyknął.
Był to jeden z owych banalnych pałaców, które wyrosły przy bulwarze Saint-Germain w epoce śmierci Woltera. Nigdy moda i piękność nie były równie odległe od siebie.