Nawet kiedy już wszystko się stało, odpychała Juljana ze szczerem oburzenim, następnie zaś rzucała się w jego ramiona. Nie było w tem żadnego planu ani zamiaru. Uważała się za potępioną bez ratunku i siliła się przesłonić sobie obraz piekła, obsypując Juljana pieszczotami. Słowem, niczegoby nie brakło do szczęścia naszego bohatera, nawet palących wzruszeń posiadanej kobiety, gdyby umiał sycić się tem szczęściem. Odejście Juljana nie położyło kresu wzruszeniom, walkom i wyrzutom pani de Rênal.
— Mój Boże! być szczęśliwym, być kochanym, więc to tylko to? — to była pierwsza myśl Juljana, skoro wrócił do swego pokoju. Ogarnął go stan owego osłupienia oraz dziwnego zamętu, w jaki popada dusza, skoro otrzyma to czego dawno pragnęła. Przywykła pragnąć, nie ma już czego pragnąć, a nie ma jeszcze wspomnień. Jak żołnierz po powrocie z rewji, Juljan z uwagą przechodził szczegóły swego postępowania. „Czy nie chybiłem w czem samemu sobie? Czy dobrze grałem rolę?“
I jaką rolę! człowieka nawykłego do popisów niezrównanego kochanka.
He turn’d his lip to hers, and with his hand
Call’d back the tangles of her wandering hair.
Don Juan, I, 170.
Szczęściem dla Juljana, pani de Rênal była zbyt wzruszona i nieprzytomna, aby spostrzec śmiesznostki człowieka, który, w ciągu jednej nocy, stał się dla niej całym światem.
Nakłaniała go aby wyszedł, widząc że świta: „Och, Boże, mówiła, jeśli mąż słyszał hałas, jestem zgubiona“. Juljan, który w wolnych chwilach obmyślał sobie frazesy, przypomniał sobie taki: