Strona:PL Stendhal - Życie Henryka Brulard.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lekarz, któryby sobie zadał trud aby zbadać mój stan, z pewnością niezbyt skomplikowany, byłby mi dał emetyku i zaleciłby mi chodzić co trzeci dzień do Wersalu albo do Saint-Germain.
Popadłem w ręce straszliwego szarlatana i jeszcze większego nieuka; był to chirurg wojskowy, bardzo chudy, mieszkający w okolicy Inwalidów, dzielnicy wówczas bardzo nędznej. Specjalnością jego było leczyć rzeżączki uczniów Politechniki. Dał mi jakieś czarne mikstury; zażywałem je sam i opuszczony w moim pokoiku, który miał tylko jedno okno na wysokości siedmiu czy ośmiu stóp, jak w więzieniu. Tam widzę się smutnie siedzącego z mojemi ziółkami na ziemi obok małego żelaznego piecyka.
Ale największą moją chorobą w owej epoce była myśl, która wracała bezustanku: Wielki Boże! cóż za rozczarowanie! czegóż mam pragnąć?

ROZDZIAŁ XXXVII

Trzeba przyznać, że upadek był wielki, okropny. A doświadczył go młody człowiek liczący rok siedemnasty, dusza jedna z najmniej rozsądnych i najbardziej namiętnych, jakie kiedykolwiek spotkałem!
Nie miałem zaufanie do nikogo.
Słyszałem jak księża Serafji i mego ojca chlubili się łatwością, z jaką prowadzili, to znaczy oszukiwali, jakąś osobę lub grupę osób.
Religja ich wydawała mi się czarną i potężną machiną; miałem jeszcze trochę wiary w piekło, ale żadnej w jego kapłanów. Obrazy piekła, które widziałem w dużej Biblji, oprawnej w zielony pergamin, z obrazkami, oraz w wydaniach Dantego po biednej matce, budziły we mnie grozę; ale co się tyczy księży — pustka. Byłem daleki od widzenia w nich tego czem są w rzeczywistości, potężnem stowarzyszeniem, z którem związki są tak korzystne: świadkiem mój rówieśnik i krajan, młody Genoude, który bez poń-